Ostatnie uwagi Adama,
skierowane w moją stronę, wchodzą mi do głowy jednym uchem, a wylatują drugim.
Nie żebym go miała kompletnie gdzieś, ale ja doskonale wiem, co mam robić. I
nikt nie musi mi dawać żadnych wskazówek. Umiem doskonale się wczuć w postać
bohaterki, którą odgrywam. Wiem jak zaprezentować jej uczucia i to jest
najważniejsze.
- Adam , uspokój się, dobrze? –
mówię, kładąc mu dłonie na ramionach. – Dałeś z siebie wszystko. Jesteśmy
przygotowani. Nie musisz się denerwować – ciągnę, delikatnie rozmasowując mu
spięte mięśnie.
- O proszę! Już sobie znalazłaś
następnego? - pyta moja zazdrosna
koleżanka. – Nie minęło nawet dziesięć minut! Szybka jesteś.
- Twój jad wypala mi dziurę w
sercu. Jak możesz być taka okrutna? A tak poza tym, to ja mam przynajmniej w
czym wybierać – uśmiecham się do niej uroczo i ustawiam się na swoim miejscu na
scenie.
Słyszę głośne brawa, którymi
obdarowany został prezenter zapowiadający nasze wyjście. Gość niesamowicie
przynudzał, więc nie dziwię się, że dostał taki aplauz. Sama się do niego
przyłączam. Na sali zapada ciemność, co dla nas, aktorów, jest sygnałem do
wyzbycia się wszelkich myśli i skupienia się na graniu. W następnym momencie
kurtyna mknie w górę, a my zaczynamy show.
Szczęście, gniew, wściekłość, smutek,
groza, tajemniczość, uległość, strach, przerażenie, ból, przejęcie, rozpacz,
żal, rozżalenie, złość, zaniepokojenie, niepewność, pragnienie, odraza,
nienawiść, miłość, zazdrość, wrogość..
Wszystkie te emocje później
schodzę ze sceny. Siadam na podłodze i opieram głowę o ścianę. Po każdym
spektaklu nadchodzi moment zachwiania. Wtedy nie jestem pewna, czy skończyła
się już moja rola i jestem sobą, czy może nadal gram. Chwila oddechu i
wciśnięcie wielkiego, czerwonego guzika RESET w mojej głowie zazwyczaj pomaga.
Tak też się dzieje tym razem. Po chwili ‘odnajduję siebie w sobie’ i wracam do
pozostałych aktorów, którzy już przyjmują gratulację. Jeszcze przez moment za
kurtyną rozbrzmiewają brawa, a potem nastaje szmer, który tworzą ludzie
rozchodzący się każdy w inną stronę. Przyjmuję gratulację od Adama, a potem
również i od Igora. Również mu gratuluję.
W końcu uroczysta atmosfera opada
i mam ochotę już tylko i wyłącznie wrócić do domu. Kieruję się w stronę mojej
garderoby, kiedy dochodzi mnie wołanie Adama.
- Anna! Zaczekaj!
Zawsze zwraca się do mnie pełnym
imieniem, co niezmiernie mnie irytuje.
- Tak? – pytam przesłodzonym
głosikiem, jednak moje płonące z irytacji oczy są dowodem na to, jak bardzo zła
jestem.
- Mówiłem ci o tym, że ta
premiera jest wyjątkowa i że pojawią się ważne szychy?
- Coś mi świta.
- Sponsorzy…
- Nie będę miła. I nawet nie próbuj
mnie do tego przekonywać – patrzę na niego gniewnie, a on z rezygnacją kiwa
głową.
Chwilę później stoję przed samym
Wielkim Trenerem Jastrzębskiej Drużyny Piłki Siatkowej, a tak dokładniej to
przed Lorenzo Bernardim. I jak na taką gwiazdę światowego formatu, to czuję się
zaskakująco zwyczajnie. Może to przez tego drugiego, co stoi obok niego? Nie
znam go, ale sądząc po wzroście i wielkości ręki, która tak nawiasem mówiąc
jest jak trzy moje, to zdecydowanie jest siatkarzem. Czy ja się mam czuć jakoś
wyjątkowo, czy coś? Bo jak na razie to nie działa i jestem coraz bardziej
zirytowana.
Adam zaczyna nawijać po włosku do
Bernardiego, a ja stoję jak słup soli i patrzę na wyjątkowo ciekawy kawałek
ściany za głowami siatkarzy. Rozumiem po włosku. Wbrew pozorom nie ograniczam
się tylko do jednego języka. Ale nie mam ochoty wdawać się w żadne konwersację.
Może dzięki temu będę mogła szybciej iść do domu? Zaczynam słuchać dopiero w
momencie, gdy trener zaczyna pytać o moją osobę. Udając całkowitą obojętność,
śmieję się w duchu z Adama, który nie o końca wie, co ma mu o mnie powiedzieć.
Zaczyna się plątać, ale w końcu opowiada mu o moim niebywałym talencie do
aktorstwa, parszywym charakterze i niewyparzonym języku. W tym momencie na
twarzy drugiego siatkarza pojawia się ironiczny uśmieszek, ale tym się nie
przejmuje. Dopiero gdy Adam mówi, że kazał mi się nie odzywać właśnie z tego
powodu, krew się we mnie burzy. Próbuję zasztyletować reżysera wzrokiem, ale
ten celowo omija mnie wzrokiem.
- No kto by się tego spodziewał
po takiej malutkiej aktoreczce – kpi towarzysz Lorenzo.
Spojrzałam na niego oceniającym
wzrokiem. Kiedy tylko to zauważył, przeciągnął się tak, by naprężyć mięśnie.
Klasyczne zagranie, ale nie dzisiaj, kotku.
- Ani krzty taktu, no ale kto by
się tego spodziewał po takim przerośniętym siatkarzyku.
Chyba moje słowa go dotknęły, bo
spojrzał na mnie gniewnie i się zamknął, a ja się cieszę ze zwycięstwa, dopóki
nie napotykam karcącego wzroku Adama. Unoszę lewą brew do góry. Naprawdę myśli,
że go posłucham?
- Wybaczą państwo, ale nie mam
czasu na pogaduchy. Mój wewnętrzny potwór domaga się ofiar – mówię oczywiście po włosku i żegnając ich wszystkim
ironicznym uśmieszkiem, odchodzę, kręcąc biodrami jak rasowa modelka.
> < > < > < > < > < > < > < > < > <
Chyba nie jest tak krótko, co? ;D
Dodaję teraz, ale nie wiem, kiedy poinformuję. Mam dziś lekkie urwanie głowy i masę nauki, także.. Co myślicie o wprowadzeniu Michała? Dogadają się? Co się wydarzy? Jakieś teorie?
Czytasz? Skomentuj, proszę. ;)
Ja się tu chciałam zastanawiać co to za siatkarz, a ty mnie już oświecasz. Jestem ciekawa czy on zmieni chociaż trochę charakter Anki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Tak, ten rozdział rzeczywiście był dłuższy. Co nie oznacza oczywiście, ze długi. Ja zawsze będę na to narzekać, ale doskonale wiesz, że Twoją twórczość mogłabym czytać i czytać, więc... ;D
OdpowiedzUsuńPowiem tyle - nie spodziewałam się, że masz zamiar wprowadzić tutaj wątek siatkówki! :D Wiem, po poprzednim opowiadaniu, że to Twoja miłość, ale tutaj się tego nie spodziewałam. Ciekawa jestem jak to się dalej potoczy, bo nie sądzę, że znajomość Anny i Michała będzie przelotna i nic nie znacząca. Wyczuwam tu raczej wiele spięć, ironii i innych tego typu momentów, które w Twoim wydaniu są zniewalające! Poza tym już na pierwszy rzut oka widać, że Michał nie jest cichym, grzecznym chłopaczkiem i jest w nim sporo ostrego, niepokornego charakterku. To może być naprawdę wybuchowe połączenie.
"Twój jad wypala mi dziurę w sercu. Jak możesz być taka okrutna? " - padłam, przysięgam! :D Anna jest po prostu mistrzynią;D
A co do rozmowy... Ja nawet nie chcę myśleć jak wyglądałaby mina Adama na żywo w takiej sytuacji. Śmiać mi się chciało już id samego początku, gdy tylko napisałaś, że Anna zna włoski. Zakończyła tą rozmowę iście w swoim stylu, zostawiając facetów zapewne z takimi burakami na twarzach, że aż miło. W sumie to chyba na rękę jej było, że ją obgadywali. Przynajmniej mogła dopierdzielić jak lubi najbardziej i po raz kolejny pokazać, że z każdej sytuacji wyjdzie z podniesioną głową;D
Pozdrawiam! ;*
Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę, że Anka jednak wycofała się w porę. Tak w sumie to współczuję Adamowi, bo ten facet naprawdę ma ciężką pracę! Nie zdziwiłabym się, jakby większą część swojej pensji przeznaczał na psychologa...
OdpowiedzUsuńAnka była nawet znośna! Pomijając końcówkę, rzecz jasna :) Ona jest niemożliwa, a jej styl nie do podrobienia! Ja naprawdę nie wiem, skąd Ty bierzesz teksty dla tej postaci ale wątpię, żeby to zadanie należało do prostych. To o potworze domagającym się ofiar mnie rozwaliło! Serio, i mam teraz jeszcze większą głupawkę niż wcześniej xD
No i jestem cholernie ciekawa, co też ty wymyślisz z tym Michałem! Podejrzewam, że z twoim zamiłowaniem do siatkówki na jednym siatkarzu może się nie skończyć :P I czy on sobie poradzi z tymi jej ciągłymi docinkami? Chociaż, jeśli człowiek potrafi stosownie odpowiedzieć, to nie musi być to aż takie trudne :P
No i podoba mi się długość. Co prawda mogło być jeszcze lepiej, ale jest dobrze :)
Ściskam! :*
Wreszcie się spotkali! Wiedziałam, że to nie będzie miłe spotkanie, ale i tak nie spodziewałam się, że oboje aż tak pokażą pazurki :D
OdpowiedzUsuń