30 sierpnia 2014

scena szosta.



W duchu przeklinałam na cały świat, ale na szczęście dość szybko doszliśmy do porozumienia. Dostałam telefon zastępczy, który nowością i funkcjonalnością nie grzeszył i wymaszerowałam z salonu z buntowniczą miną. Widziałam w wystawie sklepowej naprzeciw odbicie pracownika salonu, który kręcił głową i uśmiechał się z wyraźnym rozbawieniem. Gdyby nie to, że mój dobry humor uleciał jak powietrze z przekłutego balonu, to teraz pewnie śmiałabym się razem z nim. Wzdycham ciężko i pewnym krokiem kieruję się w stronę mojego mieszkania. Limit idiotycznych sytuacji na dzisiaj został wyczerpany. Teraz pragnę tylko i wyłącznie długiej i pachnącej kąpieli, ale na to muszę jeszcze poczekać. Przekręcam klucz w drzwiach i wchodzę do swojej nory. Rzucam torebkę na stół w kuchni i idę do swojej sypialni, by przebrać się w coś wygodniejszego, w czym nie będzie mi tak ciepło. Wybieram krótkie spodenki hawajki i kolorowy top, a potem zamykam się w łazience by się przebrać. Chwilę później, po tym jak zjadłam obiad w postaci jogurtu naturalnego, wiążę buty i wychodzę z mieszkania. Tym razem kieruję się w przeciwną stronę do pobliskiego parku. Po krótkiej rozgrzewce zaczynam swój stały bieg parkowymi uliczkami. Nie wyróżniam się zbytnio w tłumie, bo o tej porze dużo tu ludzi, którzy tak jak ja postanowili aktywnie spędzić resztę tego dnia. Nie zwracam na nich uwagi, bo podczas biegu liczy się dla mnie tylko wysiłek fizyczny. Pokonuję ostatnie alejki i biegiem podążam w stronę mieszkania. Zmęczona, ale cholernie szczęśliwa, ładuję się do łazienki, by chwilę później walnąć się do wypełnionej ciepłą wodą i olejkami zapachowymi wanny. Ogarnia mnie cudowne uczucie. Wyłączam myślenie i po prostu się relaksuję, bo wiem, że tylko od czasu do czasu mogę sobie na to pozwolić. Już jutro zacznie się cholerny maraton, bo wieczorem odbędzie się premiera sztuki. Nie stresuję się nią, bo wiem, że i tak dam sobie radę, ale mam jakieś cholerne przeczucie, że ta premiera będzie inna od wszystkich pozostałych. Tylko dlaczego? Co niby mogłoby być w niej takiego wyjątkowego? Na chwilę obecną staram się nie zawracać sobie tym głowy, ale ciężko mi wyprzeć te myśli. Po raz kolejny dzisiaj wzdycham, mówiąc do siebie ~Co ma być, to będzie. I zanurzam się w stygnącej już wodzie. Moją chwilę relaksu przerywa dźwięk dzwonka do drzwi. Przeklinając wychodzę z wanny i sięgam po swój szlafrok. Wrócił mój zły humor co oznacza, że ktokolwiek stoi za tym kawałkiem drewnianej dechy, ma przesrane. Wsuwam na stopy puchate kapciuszki i ruszam w kierunku drzwi z groźną miną. Otwieram je bez spoglądania przez judasza.

- Czy jest jakiś ważny powód, dla którego przerywasz mój wolny wieczór, czy po prostu chciałeś mnie znowu zobaczyć? – mówię, mierząc mojego szefunia wzrokiem.


~*~

Głupio mi publikować tak krótki rozdział. Naprawdę. W dodatku rozdziały są rzadko. 
To głupie.
Dlatego...
Jutro mam zamiar dodać kolejny rozdział. Mam nadzieję, że to wam jakoś wynagrodzi to badziewie na górze.. No i myślę, że w roku szkolnym postaram się dodawać rozdziały częściej. Może co dwa tygodnie? Albo przynajmniej coś koło tego. :)

Dzisiaj rozpoczynają się MŚ!!!
60 tysięcy spośród najlepszych kibiców na świecie mają szansę zobaczyć to na żywo, czego im cholernie zazdroszczę! Ale nie mam co narzekać, bo przynajmniej mam CP i nie muszę płacić za oglądanie mundialu..
Dobra nie smęcę!
Wierzę w naszych! Wierzę w polskich siatkarzy! Wierzę w zwycięstwo! Wierzę w medal!
I mam gdzieś, co myślą/mówią inni!

Całuję! :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz